My wczoraj brałyśmy udział w treningu z metod aborcji w drugim i trzecim trymestrze. Tegoroczna konferencja zgromadziła ponad 8 tysięcy ginekologów i ginekolożek z całego świata, a na panelach o aborcji nie spotkałyśmy tutaj ani jednego polskiego lekarza czy lekarki.
Dlaczego uważamy, że polskich lekarzy ciężko nazwać sojusznikami, oraz że robią za mało w kwestii dostępu do bezpiecznej aborcji? Bo w polsce mamy tysiące bezpiecznych aborcji (minimum 107 dziennie), których gwarancją są oddolne grupy pomocowe, bo nikt w kraju nie ma takiej wiedzy i doświadczenia jak aktywistki. Lekarze się o aborcji nie uczą, a ci którzy jeszcze ją robią, korzystają z przestarzałej metody łyżeczkowania, niosącej za sobą ryzyko uszkodzenia macicy, niezgodnej z najnowszą wiedzą medyczną i rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) lub robią cesarski w 18 tygodniu. I w końcu ze względu na bardzo powszechną (również wśród tzw. lekarzy “sojuszników”) stygmatyzację, wmawianie pacjentkom jak mają się czuć po aborcji, że to zawsze trudna decyzja, a w ogóle to oni nie chcą robić aborcji, bo im się przerywanie ciąży nie podoba, bo to złe i nie może być zachcianką. Aborcja to najczęstszy zabieg w ginekologii, więc może drodzy państwo minęliście się z powołaniem.
Przedwczoraj miałyśmy wystąpienie i mówiłyśmy o sprawie Justyny, pomaganiu w aborcjach, ale tez włożyłyśmy kij w mrowisko i zadawałyśmy pytania personelowi medycznemu.
Przemówienie Natalii (Aborcyjny Dream Team, Aborcja Bez Granic):
Aborcja jest w naszych rękach od zawsze. Niewiele ponad 100 lat temu cała opieka położnicza została przeniesiona do szpitali i stała się domeną ginekologów i położników. Doświadczenie kobiece i praktyki ludowe zostają uznane za ciemnotę, zacofanie i niebezpieczeństwo a to wszystko trzeba zastąpić wiedzą medyczną, która gwarantuje bezpieczeństwo i jest nowoczesne.
Te 100 lat temu lekarz został uznany za odpowiednio przeszkolonego a szpital stał się gwarancją bezpieczeństwa. Dziś lekarz i szpital ciągle czerpią z tej pozycji, choć są w tyle za protokołami WHO, często robią coś w konkretny sposób bo: tak jest szybciej, bo tak ich nauczono, bo uważają że tak należy robić.
Na bezpieczeństwo należy patrzeć znacznie szerzej niż sto lat temu. To nie tylko sterylne i czyste narzędzia, ale przede wszystkim zaktualizowana wiedza, praktyka, ale też stawianie potrzeb osoby w ciąży w centrum, opieka bez stygmatyzacji, wpędzania w poczucie winy.
Tymczasem, czas się z tym zmierzyć: medycyna a konkretnie ginekologia jest jednym ze źródeł seksizmu i go utrwala. System medyczny stoi na straży antykoncepcji, aborcji, porodów i wszelkich procesów reprodukcyjnych. I nie chce tej kontroli odpuścić.
Kiedy domagamy się kontroli nad swoimi ciałami i krzyczymy „moje ciało, moja sprawa” to ja domagam się odzyskania tej kontroli również od systemu medycznego – chce mieć pełen dostęp do informacji, pewność, ze nie jestem wprowadzana w błąd, że będąc w ciąży to przede wszystkim ja jestem pacjentką, a nie płód, że nic nie jest przede mną zatajane, że jestem pod opieką, a nie pod kontrolą, że moje ciało czy zachowania seksualne nie będą komentowane, oceniane, że nie usłyszę od lekarza, „że ma bolec”, bo „taka moja uroda”.
Bezpieczna aborcja poza formalnym systemem ochrony zdrowia skupia jak w soczewce demedykalizację aborcji: odzyskiwanie kontroli nad ciałem, ale też nad tym jak nasza relacja z tym systemem ma wyglądać.
Wczoraj podczas jednej z sesji mogłyśmy dowiedzieć się, że w Indiach samoobsługa aborcyjna tabletkami stanowi około 70% wszystkich aborcji. W Polsce samodzielna aborcja tabletkami to około 90%. Bezpieczna aborcja przeniosła się z klinik, szpitali do domów. Stało się tak przez połączenie dwóch czynników: odkrycie działania poronnego tabletek, wielki eksperyment społeczny z lat 80tych z Brazylii, który okazał się na tyle skuteczny i bezpieczny, że stanowi jedną z rekomendacji WHO. Drugi czynnik to przemoc położnicza: uciekamy wam ze szpitali, nie chcemy być stygmatyzowane, oceniane, mamy złe doświadczenia z poronień, porodów. Robimy aborcje tabletkami w domach i to jest właściwy kierunek, również ze względów ekonomicznych.
Aborcja była, jest i będzie zawsze w naszych rękach. Choć od ponad 100 lat walczymy o nią z ginekologami, a od niedawna z firmami farmaceutycznymi. Żeby była jasność: Nie chcemy mieć monopolu na aborcje, ale lekarzy potrzebujemy szczególnie w drugim i trzecim trymestrze ciąży. Musicie zapomnieć o skrobankach, dowiedzieć się wszystkiego co trzeba o najnowszych metodach aborcji i stawiać nasze potrzeby w centrum. W pierwszym trymestrze radzimy sobie same i nie mamy już czasu na kolejną redukcję szkód. W drugim i trzecim trymestrze wybór metody jest bardzo ważny i tam właśnie potrzebni są przeszkoleni lekarze.
Ale lekarze muszą najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie jaką rolę odgrywają w dostępie do aborcji? Czy chcą być dalej jedyną gwarancją dostępu i mieć całą władzę w rękach? Czy chcą być tą barierą? Czy może widzą siebie jako usługodawców, którzy wkraczają wtedy, gdy są potrzebni: w drugim i trzecim trymestrze, przy komplikacjach.
Często słyszymy od lekarzy troskę w głosie: skąd osoba w ciąży będzie wiedziała, że wszystko jest ok? Że aborcja tabletkami się udała? Proponuje odwrócić to pytanie i zadać je sobie: jak moje przekonania, podejście do aborcji wpływa na to, jak traktuje pacjentki? Czy ja jako lekarz nadążam za badaniami sieci pomagających w aborcjach? Czy nadążam za rzeczywistością aborcyjną? Czy jestem na bieżąco z wiedzą? Czy przypadkiem nie robię czegoś bo tak jest mi wygodniej, bo tak mnie nauczono i nie kwestionuje tego? Co myślę i czuje patrząc na Justynę, osobę która skutecznie pomaga w bezpiecznych aborcjach od 17 lat, chociaż nie ma wykształcenia medycznego ani licencji? Co myślę i czuję wiedząc, że aborcje z Justyną są nie tylko bezpieczne ale tez coraz częściej preferowane osoby w niechcianych ciążach?
I na koniec ostatnie pytanie: czy możliwy jest świat w którym tabletki aborcyjne są na każdym rogu? Leżą na półkach sklepowych obok innych lekarstw, na stacjach benzynowych i są w cenie w gum do życia? Nie ma żadnych medycznych przeciwwskazań, żeby tak nie było. Barierą jest polityka na którą składają się: stygma aborcyjna, rynek farmaceutyczny i lekarze. Czas odważyć się i podążać się za tym co jest napisane w WHO, za doświadczeniami milionów osób przyjmujących samodzielnie tabletki w domu.