11-09-2017, 16:22
Cześć, to mój pierwszy post tutaj
Jestem nieródką, od końca maja mam (?) założoną zwykłą spiralę miedzianą, wcześniej używałam pigułek. W sierpniuie dostałam okresu, no i okazało się, że jednak zaszłam w ciążę, ale w ubiegłym tygodniu dokonałam aborcji farmakologicznej, dokładnie w 66 dniu od ostatniej miesiączki. Wkładki nie wyjmowałam, raczej nie mogłam przeoczyć jej samousunięcia.
Mam wizytę u mojego ginekologa w przyszłym tygodniu i trochę teraz nie wiem, jak to ugryźć. Planuję powiedziec, że miesiączka mi się mocno spóźniła, ale miałam przez ponad 2-3 tygodnie permanentny PMS i myślałam, że mi organizm hormonalnie szaleje po odstawieniu piguł (tak naprawdę było, zero objawów typu mdłosci, sennść, zmęczenie), potem dostałam bardzo mocnego i bardzo bolesnego okresu, jak nigdy-wieczorem (noooo, w sumie to tak po tabletkach było) i... Tu się zaczynają schody - dlaczego w takim razie nie zgłosiłam się do lekarza/szpitala? Bo się dobrze czułam następnego dnia, a wieczorem uznałam, że zostanę wzięta za histeryczkę, która dzwoni po karetkę, bo ma okres? Ma to sens?
Najważniejsze jednak jest to, co ze spiralą. Jeśli wypadła, w co raczej wątpię, problemu nie ma, podobnie, jeśli się obniżyła czy w inny sposób przemieściła - wystarczy wyjąć. Co jednak, jeśli spirala grzecznie siedzi na swoim miejscu, mimo całej ciążowo-aborcyjnej historii? Opowiadać wtedy, ze zrobiłam test, wyszedł pozytywnie, myślałam, że pomyłka, ale może to jednak było poronienie? Czy liczyć, że wpadka wpadką, ale statystycznie już powinna teraz działać? Poradźcie coś, bo nie wiem, co robić.
Jestem nieródką, od końca maja mam (?) założoną zwykłą spiralę miedzianą, wcześniej używałam pigułek. W sierpniuie dostałam okresu, no i okazało się, że jednak zaszłam w ciążę, ale w ubiegłym tygodniu dokonałam aborcji farmakologicznej, dokładnie w 66 dniu od ostatniej miesiączki. Wkładki nie wyjmowałam, raczej nie mogłam przeoczyć jej samousunięcia.
Mam wizytę u mojego ginekologa w przyszłym tygodniu i trochę teraz nie wiem, jak to ugryźć. Planuję powiedziec, że miesiączka mi się mocno spóźniła, ale miałam przez ponad 2-3 tygodnie permanentny PMS i myślałam, że mi organizm hormonalnie szaleje po odstawieniu piguł (tak naprawdę było, zero objawów typu mdłosci, sennść, zmęczenie), potem dostałam bardzo mocnego i bardzo bolesnego okresu, jak nigdy-wieczorem (noooo, w sumie to tak po tabletkach było) i... Tu się zaczynają schody - dlaczego w takim razie nie zgłosiłam się do lekarza/szpitala? Bo się dobrze czułam następnego dnia, a wieczorem uznałam, że zostanę wzięta za histeryczkę, która dzwoni po karetkę, bo ma okres? Ma to sens?
Najważniejsze jednak jest to, co ze spiralą. Jeśli wypadła, w co raczej wątpię, problemu nie ma, podobnie, jeśli się obniżyła czy w inny sposób przemieściła - wystarczy wyjąć. Co jednak, jeśli spirala grzecznie siedzi na swoim miejscu, mimo całej ciążowo-aborcyjnej historii? Opowiadać wtedy, ze zrobiłam test, wyszedł pozytywnie, myślałam, że pomyłka, ale może to jednak było poronienie? Czy liczyć, że wpadka wpadką, ale statystycznie już powinna teraz działać? Poradźcie coś, bo nie wiem, co robić.